Czy Twitter Elona Muska potrzebuje Chief Happiness Officera?
Sytuacja kryzysowa po przejęciu Twittera
Choć nie wiemy jeszcze, jak dalej potoczą się losy Twittera w rękach Elona Muska, jedno jest pewne – przejęcie popularnej platformy przez założyciela Tesli zdążyło się już zapisać w historii jako prawdopodobnie najbardziej emocjonujące wydarzenie biznesowe 2022 roku. Poczynania Muska są bacznie obserwowane przez liderów z całego świata, którzy próbują wyciągnąć z nich wnioski na przyszłość. Działania i zapowiedzi kontrowersyjnego miliardera zaowocowały sytuacją kryzysową, która wymaga pilnej damage control.
Czy rozwiązaniem mogą okazać się odważne ruchy na poziomie całej organizacji, przywracające zaufanie tych, od których sukces platformy zależy w największym stopniu, a więc pracujących dla niej specjalistów? Czy w zaistniałych okolicznościach – masowych zwolnieniach i odejściach oraz gwałtownym upadku reputacji jednego z największych mediów społecznościowych na świecie – Twitter Elona Muska potrzebuje Chief Happiness Officera? Wiele wskazuje na to, że już za chwilę marzący o podboju kosmosu biznesmen – wizjoner może nie mieć innego wyjścia.
Autorytarny i represyjny styl zarządzania przyjęty przez Muska nie tylko stoi w oczywistej sprzeczności ze współczesnymi trendami HR oraz potwierdzoną empirycznie wiedzą o motywacji i wypaleniu zawodowym, ale również naraża Twittera na wymierne straty finansowe i, w konsekwencji, rynkową marginalizację. Mające rzekomo podnieść efektywność anachroniczne metody, które, jak celnie zauważa Jessica Branigan, proponują wyłącznie kija zamiast marchewki, przynoszą skutki odwrotne do zamierzonych. Strategia nowego właściciela platformy już teraz okazuje się krótkowzroczna.
The Times They Are A-Changin’. Zmiany w świecie HR.
Obok wielu innych następstw, doświadczenie pandemii pokazało wielu firmom, że nie ma już powrotu do dawnych przyzwyczajeń skazujących pracowników na rolę łatwo eksploatowanej siły roboczej. Choć w licznych miejscach na świecie nadal dochodzi do przemocy i łamania podstawowych praw pracowniczych, o czym mogliśmy przypomnieć sobie przy okazji tegorocznego Mundialu w Katarze, w działach HR wzrasta równocześnie świadomość kluczowego znaczenia satysfakcji i dobrostanu psychicznego, a nowoczesne środowiska pracy zaczynają zapewniać więcej niż ustawowo zapisane minimum.
Zjawiska takie jak Wielka Rezygnacja udowadniają wagę do tej pory niedocenianych wartości – poczucia sensu wykonywanej pracy, empatycznego podejścia przełożonych do podwładnych, a także autonomii w wykonywaniu zadań i więzi jednoczących zespoły wokół wspólnych celów. Work-life balance nie jest już tylko pustym sloganem – organizacje coraz śmielej eksperymentują z ideami takimi jak skrócony czas pracy (nie wspominając o rozpowszechnionej na szeroką skalę wskutek lockdownów pracy zdalnej i hybrydowej). Menedżerowie uczą się, że wydajność nie jest przypisaną na stałe cechą, ale wypadkową różnorodnych czynników, na które składa się m.in. samopoczucie, poziom zadowolenia z pracy oraz relacje panujące w zespole.
Aby działać efektywnie, pracownicy potrzebują zrozumienia, wsparcia oraz przestrzeni na odpoczynek, w przeciwnym razie będą bowiem podejmować błędne decyzje. Złe traktowanie podwładnych może prowadzić do ich utraty, co z biznesowego punktu widzenia jest szczególnie ryzykowne w przypadku konkurencyjnego rynku pracy i specjalistów o silnej pozycji przetargowej. Atrakcyjna oferta dla kandydatów to również istotny element nowoczesnego employer brandingu, który pomaga budować pozytywny wizerunek firmy.
Nowy Twitter to taka piękna katastrofa
Co ciekawe, jeszcze kilka lat temu Musk zdawał się traktować te kwestie z nieco większym zrozumieniem niż obecnie. Opowiadając w 2017 roku o warunkach pracy w SpaceX, Elon stwierdził, że menedżerowie muszą pamiętać o swojej służebnej roli wobec zespołów. Mengerowie powinni brać pod uwagę potrzeby podwłądnych oraz ciężej od nich pracować. Utrzymane w propracowniczym duchu wypowiedzi niekoniecznie jednak przekładały się na efekty. Dowodem tego mogą być problemy z rekrutacją, z którymi spotkała się Tesla przy wybudowaniu nowej fabryki w Niemczech. Natomiast w SpaceX drastycznie został wydłużony czas pracy.
Polityka przyjęta po przejęciu Twittera nie ma już żadnych śladów dawniejszego, empatycznego myślenia. Wręcz przeciwnie w swoim radykalizmie nabiera wręcz groteskowego wymiaru.
Trudno inaczej interpretować rozpoczętą na początku listopada falę zwolnień, sformułowanego oczekiwania pracy po 80 godzin tygodniowo, czy zapowiedzi likwidacji lub ograniczenia pracowniczych benefitów. Przedstawiane przez Muska uzasadnienia były przewidywalne; biznesmen odwoływał się do potrzeby zwiększenia wydajności oraz zagrożenia bankructwem. Zamiast oczekiwanych rezultatów, w Twitterze zapanował jednak chaos, w którym nawet zwolnienia przebiegały przypadkowo i bez określonego planu, zmuszając Muska do pośpiesznych działań zaradczych:
W reakcji na coraz bardziej pogarszającą się atmosferę w firmie, wielu pracowników zdecydowało się na samodzielne odejście. Buńczuczne riposty właściciela, ogłaszającego, że na pokładzie zostają teraz najlepsi, nie mogą zmienić prostych faktów. Twitter traci m.in. osoby odpowiedzialne za kluczową infrastrukturę IT, a więc obszar niemożliwy do przecenienia dla ambitnej cyfrowej platformy.
Odchodzący specjaliści nadal przejmują się żegnanym miejscem pracy i martwią się o jego przetrwanie. Panujące wśród nich nastroje są, delikatnie mówiąc, dalekie od optymizmu. Jak mówi jedna ze zwolnionych specjalistek, Melissa Ingle, Twitter może nie przetrwać najbliższych miesięcy, a może nawet jeszcze krótszego okresu. Stronnicy Muska są innego zdania. Podkreślają, że mimo tak dużej skali zwolnień, serwis nadal funkcjonuje bez zakłóceń, pozostają jednak odosobnieni w tej opinii:
Rzeczywiste problemy, fałszywe recepty?
Poza dążeniem do wąsko rozumianej maksymalizacji zysku, radykalne kroki Muska wynikają również z jego krytycznej diagnozy dotychczasowej kondycji Twittera. Popularne narzędzie przynosiło finansowe straty.
O faktycznych problemach, w pewnym sensie stanowiących dogodny pretekst dla ekscentrycznego biznesmena, może świadczyć także omawiana na łamach Bloomberga sprawa Ahmada Abouammo.
Były media partnership managera w Twitterze, wsierpniu br. został uznany przez sąd za winnego szpiegostwa na rzecz Arabii Saudyjskiej. Abouammo miał gromadzić dane osobowe użytkowników krytykujących saudyjskie władze – w tym aktywnych politycznie dysydentów – i następnie przekazywać je autorytarnemu reżimowi.
Podatność platformy na takie wycieki oraz zawodność mechanizmów przed nimi zabezpieczających mogła budzić uzasadniony niepokój. Burzliwe dyskusje dotyczyły także zablokowania w styczniu 2021 roku twitterowego konta ustępującego prezydenta USA, Donalda Trumpa. Wydarzenie to wpisało się w szerszą debatę na temat granic wolności słowa. Medialna ofensywa przejmującego platformę Muska odbywała się właśnie pod hasłami obrony obywatelskich swobód oraz walki z narzucaną przez liberalny establishment cenzurą.
Fiasko twitterowych ankiet
Nawet jednak abstrahując od osobistych ocen takiej retoryki, trzeba się zgodzić, że Muskowi zabrakło wiedzy, kompetencji, ale i zwyczajnej pokory. Dowodzi tego użycie jednego z najbardziej zawodnych i niemiarodajnych narzędzi, czyli twitterowych ankiet. Nowy właściciel sięgnął po nie, chcąc zamanifestować swoje przywiązanie do zasady vox populi, vox dei.
Dwukrotnie zapytał użytkowników portalu o to, czy ma odblokować konto Trumpa. Pod vox populi poddał też konta zawieszone za szerzenie teorii spiskowych m.in. na temat pandemii koronawirusa.
Jak jednak zwracają uwagę byli pracownicy w ankietach bierze udział mnóstwo botów oraz fałszywych kont. Takimi danymi po prostu łatwo manipulować. Elon Musk jednak nie skorzystał z doświadczenia pracowników Twittera.
Yoel Roth, dotychczasowa Head of Trust and Safety w Twitterze, wspomina o dylematach związanych z ankietami. Ocenia, że ich wiarygodność mogłaby być wyższa przy głębszej ingerencji w dane osobowe użytkowników.
Ważąc różne racje, zdecydowano się w większym stopniu chronić prywatność. Ankiety można traktować jako przyjemną zabawę lub ewentualnie pewną wskazówkę w badaniach twitterowej opinii publicznej.
Napewno jednak nie jest to źródło naukowo zweryfikowanej, rzetelnej wiedzy. Być może Musk miałby szansę się o tym dowiedzieć, gdyby zasięgnął porady kompetentnych specjalistów. Tych samych, których wcześniej zwolnił lub zniechęcił do siebie swoją arogancją.
Czas pokaże, czy biznesmen dotrzyma słowa w sprawie ustąpienia z funkcji CEO Twittera. Jego rezygnacja miałaby być związana z wynikami ankiet. Zapowiedział, że w przypadku wyniku ankiet na poziomie 57,5% pozytywnych odpowiedzi znajdzie swojego następcę.
EVP albo droga na dno
Wbrew pozorom ostatnia aktywność Muska nie jest niczym szczególnie unikatowym. Austin Carr z Bloomberga zwraca uwagę na jej podobieństwo do nie mniej brutalnych przejęć znanych ze świata mediów tradycyjnych. Przykłady tytułów, w których jakość prezentowanych treści wyraźnie spadła, pokazuje, że pójście na wojnę z dotychczasowym zespołem jest drogą donikąd.
Wydarzenia ostatnich tygodni powinny być dla Muska wyraźnym sygnałem ostrzegawczym oraz motywacją do poważnej korekty obranego kursu. Wtedy może Twitter z powrotem stał się przyjaznym miejscem pracy, z wyraźnymi i zachęcającymi Employee Value Propositions:
Po raz kolejny warto zaznaczyć, że dobrostan i satysfakcja pracowników nie są zagadnieniem o wyłącznie etycznej władze. Bezpośrednio wiążą się z nimi perspektywy na przetrwanie i rozwój samego Twittera. Jego powodzenie w dużym stopniu zależy od zainteresowania reklamodawców, którzy w obliczu problemów platformy już ograniczają na niej swoją obecność. Jednym z powodów tego stanu rzeczy są niedobory moderatorów, którzy sprawowali pieczę nad prezentowanymi w serwisie treściami.
Historia ostatnich kilkunastu lat pokazuje, że poszczególne media społecznościowe wcale nie muszą trwać wiecznie.
Założyciel platformy Mastodon, Eugen Rochko przypomina w Bloombergu, że tak popularne niegdyś platformy jak Myspace zupełnie straciły na znaczeniu.
Spowodowana na własne życzenie utrata wykwalifikowanych kadr oraz wyrobienie sobie renomy autorytarnego, źle traktującego ludzi, pracodawcy, nie zwiastuje niczego dobrego.
Chief Happiness Officer potrzebny od zaraz
Co w zaistniałej sytuacji miałby zrobić w Twitterze Chief Happiness Officer? Nie będzie dużej przesady w stwierdzeniu, że powołanie takiego stanowiska jest dla Muska misją ostatniej szansy.
Osoba w randze Chief Happiness Officera musiałaby podjąć walkę o odzyskanie zaufania przynajmniej części dawnego zespołu. Należałoby przywrócić zatrudnionym poczucie podmiotowości oraz zapewnić warunki do harmonijnego rozwoju. W takich warunkach pracowników Twittera ponownie mieliby szanse na rozwój najlepszych cech, zaangazowania i kreatywności.
Rzecz jasna, nie mogłoby się skończyć na doraźnych działaniach ograniczonych do samego “gaszenia pożarów”. Dbanie o poziom szczęścia pracowników wymaga przemyślanej strategii, która będzie wdrażana również po zażegnaniu obecnych niebezpieczeństw i ustaniu medialnego szumu.
Przedstawiona tu recepta jest oczywiście ogólnikowa. Podanie konkretów należy do zadań Chief Happiness Officera, który wsłucha się w indywidualne potrzeby i będzie na nich bazował.
W przywiązanych do wolności jednostki, rozwiniętych społeczeństwach zachodnich biznesowe profity wynikające z „polityki kija” coraz częściej okazują się wyłącznie krótkoterminowe. W przypadku Twittera brakuje zaś nawet takich.
Zmuszanie do wyczerpującej pracy ponad siły, brak należnej gratyfikacji zawsze mści się na postępujących w ten sposób pracodawcach. Pracownicy mają prawo do pakietu benefitów, przyjaznego środowisko pracy oraz odpoczynku i czasu wolnego.
Najwyższy czas, żeby taki wizjoner jak Elon Musk zrozumiał te oczywiste zasady zarządzania pracownikami. O ile oczywiście naprawdę nie chce pogrążyć nie tylko swojego ostatniego nabytku ale i swojego wizerunku.
Autor: Szymon Majewski